60 dni w biednym “sercu” Ameryki Poludniowej

Przed wyjazdem do Ameryki Poludniowej zaczalem czytac. Rozne strony, rozne blogi podawaly rozne informacje. A to tu dowiedzialem sie, ze kradna na skuterach wiec trzeba uwazac na aparaty i chodzic prawa strona chodnika, a to tam ze lepiej autostopem nie jezdzic bo zdarza sie, ze porywaja turystow… Dnia 4 wrzesnia, gdy przekraczalem granice Brazylijska obraz Boliwii nie prezentowal sie interesujaco, sam jednak sie nie spodziewalem, ze po 60 dniach bede czul smutek opuszczajac ten kraj…

SAM_2550


Puerto Quijarro bylo pierwszym zderzeniem Polaka z boliwijska rzeczywistoscia. Czekakac pamietne 3  dni na kolejny Pociag Smierci zapoznalem sie z mlodym ochroniarzem na koleji. “Tu nie ma internetu, ale w domu mam Wi-Fi” oswiadczyl dumnie, na co ja wypowiedzialem jedno z najglupszych zdan w zyciu, ktore obrazowalo Europejczyka w 3 swiecie – “w domu wszyscy maja internet”. Przeciez to takie oczywiste…

10672067_10204934254862745_4290976691607372590_n

W Puerto Quijarro bylo: 1. Goraco 2. Pelno komarow 3. i “so much Coca” ;)

Boliwia wiec przedstawia sie jako kraj rozwijajacy sie, do ktorego wkrada sie w jakis sposob nowoczesna technologia, jednak styl zycia i poziom na jakim znajduje sie wielu ludzi jest jak Polska sprzed 30 lat, choc na dobra sprawe za wiele o tym jak nasz kraj wtedy wygladal nie moge powiedziec.

246 SAM_0048 SAM_0047 SAM_0024

Gdy dojechalem wreszcie do Santa Cruz moja znajoma znalazla mi darmowy nocleg i oswiadczyla, ze tu nie jest normalne zeby ludzie mieli komputery w domu, czy tym bardziej internet. Bedac z tego powodu zalamanym (nie jestem uzalezniony, ale liczylem na latwiejsza mozliwosc uzupelniania tekstow na blogu i opcje komunikacji z rodzicami) nie spodziewalem sie ze moze byc jeszcze gorzej. Kolejne dwa tygodnie pod zimnym prysznicem i z recznym praniem w zimnej wodzie daly mi do zrozumienia jak wiele mialem w domu,jak bardzo bralem to za pewnik i jak bardzo sie mylilem. Boliwia zamiast byc niebezpieczna okazala sie po prostu niedorozwinieta.

To niedorozwiniecie przekladalo sie takze w bezposredni sposob na ceny i calkowity obraz kraju. Najpopularniejszym miejscem na robienie zakupow jest market, czyli nasz rynek. W Santa Cruz spedzalem tam niemal kazdy dzien, ciagle szukajac tego czego potrzebowalem, aby kupic to w jeszcze korzystniejszej cenie. Generalnie w calym kraju jedzenie jest bardzo tanie, za 4 do 6 zlotych idzie kupic obiad zlozony z 2 dan, a czasem nawet napoju. Odziez, czy inne artykuly codziennego uzytku tez nie sa drogie, a oryginalnie wygladajace podrobki dostanie sie za grosze.

SAM_0050 SAM_0054 SAM_0056 SAM_0060 SAM_0066

Myli sie jednak ten kto mysli jak ja i pojedzie kupic elektronike wlasnie tam. Na swoja obrone powtorze jeszcze raz, ze nie spodziewalem sie iz na swiecie istnieja miejsca gdzie komputery z netem dostepne sa tylko w kafejkach. Pomijajac jeszcze fakt, ze np telefony kupuje sie zaraz obok miejsca gdzie sprzedaje sie kurczaki, to szczeka mi opadla, gdy za blisko 8 letniego Acera, z Windowsem XP i ekranem 10″ facet chcial ode mnie 200 dolarow. Chcesz kupic cos normalmego? To zaplac… wiecej niz w Europie, z niewidzialnym podatkiem od “pokazania sie ze mam komputer, smartfon czy telewizor”. Jedyne i w zasadzie najwazniejsze co udalo mi sie znalezc to aparat. Ten nie byl w wygorowaniej cenie i kupiony za 100 dolcow sluzy mi do dzisiaj, choc czasem miewa momenty slabosci…

Wedlug internautow Boliwia miala byc krajem, gdzie jeszcze w wielu miejscach nie ma asfaltowych drog, a rzeki pokonuje sie “droga wyznaczona przez chlopcow w kaloszach, ktorzy wskazuja najplytszy punkt”. Tego, podobnie jak kilkudniowych blokad drog nie spotkalem, a choc wciaz w wielu miejscach kurz spod kol jadacych aut nie daje oddychac, to wiele z tych piaskowych drog jest zalanych nowiutkim asfaltem. Boliwia sie zmienia. Niedawno wystrzelili w niebo satelite co jest powodem do krajowej dumy, a obecny prezydent, ktory rzadzi od 8 lat i w poprzednim miesiacu w sfalszowanych wyborach zostal wybrany na kolejna kadencje, wydaje sie reprezentowac bardziej interes swojego kraju niz innych, dzieki czemu wielu ludzi w ostatnich latach wyszlo z biedy i jakos funkcjonuje.

026

Glosowanie w wyborach jest obowiazkowe. Jak do tej pory w kazdym ze zwiedzonych krajow.

013

Pierwszy z lewej jest boliwijskim wodzem ;)

144

70% zdobyla partia Evo Moralesa w okregu La Paz. W calym kraju dostal jakies 60% glosow. Jak nie latwo zauwazyc slupki maja nijakie odniesienie do skali po lewej stronie ;)

305

Uwierzcie mi na slowo, ze asfalt to 8 cud swiata!

SAM_0270

Napisalem, ze blokady sie nie zdarzaja, jednak w przeciagu 2 miesiecy 2 widzialem. Ta wieksza miala miejsce w Santa Cruz, jednak kiedys trwaly one podobno po kilka dni. Raz La Paz odciete bylo od swiata przez blisko 2 tygodnie!

SAM_0273

Obecnie policja daje poprotestowac, po czym w chwile rozpedza tlum ciezarowek wypelnionych ceglami ;)

SAM_0272

A telewizja jak zwykle pojawia sie na miejscu.

SAM_0281

Po to aby wysluchac co komu tym razem nie odpowiada.

SAM_0275

Sam pomysl blokady polega na zwyklym zatarasowaniu drogi taka ciezarowka i rozrzuceniu masy cegiel tak aby nikt nie mogl przejechac, ani nawet nie probowal. Choc jadac do Boliwii bardzo chcialem to przezyc, to ostatecznie ciesze sie ze mnie to ominelo i wydaje sie byc raczej wygasajaca opcja.

To co jest przykre to to, ze jako obywatele tego kraju nie maja pieniedzy, aby dostrzec jego piekno. Boliwia obok tego zacofania nazywana jest perla Ameryki Poludniowej, ktora posiada wszystko – krajobraz plaski, dzungle, ponad 6 tysieczne szczyty gorskie. Brakuje jedynie dostepu do morza, ktory w brzydki sposob zostal im zabrany przez Chilijczykow podczas karnawalu w 1884 roku. Boliwia to wiele tego co naj. Najwyzej polozone miasto swiata, najwyzej polozona droga przejezdna dla samochodow, najwieksza pustynia solna swiata, jezioro polozone na wysokosci 3 900 metrow,  czy La Paz – niesamowicie piekna i najwyzej polozona stolica naszej planety!

286

Potosi, 4070 mnpm

227

La Paz obserwowane z “teleferico”.

091

Piekna solna pystynia w Uyuni.

SAM_2513

I wschod slonca na Wyspie Slonca polozonej na jeziorze Titicaca.

Kilkukilometrowe kaniony, wielkie i piekne gory porosniete dzungla, tworzace zniewalajace krajobrazy, zroznicowana przyroda, ktora zmienia sie wraz z wysokoscia, Salar de Uyuni, ktory swoja biala, plaska, solna powierzchnia przypomina ksiezyc to tylko kilka sposrod ogromu atrakcji jakie ten kraj oferuje. Czasem nie trzeba nic zwiedzac, wystarczy tylko wskoczyc na tyl ciezarowki i podziwiac krajobrazy przez kolejne kilkaset kilometrow, zeby po kilku godzinnym tripie wysiasc zadowolonym, czasem placac parenascie Boliwianow za transport. To tu pierwszy raz sprobowalem Ayahuaski, to tu zaczalem pracowac jako wolontariusz za wycieczki, to tu miedzy innymi mozesz udac sie lowic piranie w rzece, czy plywac z delfinami slodkowodnymi. Boliwia jest krajem, ktory ma w sobie to cos, czego potrzebuje kazdy turysta. Nie kazdy jednak sie tu wybiera ze wzgledu na strach, ktory jak zwykle ma tylko wielkie oczy. I choc raz zostalem zatrzymany przez falszywa policje to prawda jest taka, ze w ponad 90% Twoje bezpieczenstwo zalezy wylacznie od Ciebie, a gdy podrozujesz w grupie, mozesz czuc sie na prawde bezpiecznie. Prawda jest takze taka, ze ponad 90% ludzi tu, jak i na calym swiecie jest dobra. Poczatkowo wydawali sie byc bardzo zamknieci, z czasem zauwazylem, ze sa naprawde mili, trzeba tylko zaczac z nimi rozmowe. Nie zapomne, gdy wracajac do La Paz z Rurrenabaque mialem tylko 10 Boliwianos, a pan pracujacy w domowej restauracji dowiedziawszy sie o tym dal mi obiad za darmo.

SAM_0760 SAM_0718 SAM_0443 SAM_0390

Wszystkie te ‘negatywne’ rzeczy z perspektywy czasu okazaly sie byc piekne, okazaly byc sie tym czego tak na prawde podswiadomie szukalem. Dwu miesieczne doswiadczenie objelo nie tylko zapierajace dech w piersiach krajobrazy, bajkowe miejsca, czy duchowe doswiadczenia, ale takze co najwazniejsze – realia codziennosci. Wjezdzajac do Boliwii czulem sie tak jakby kazdy tylko czekal na to zeby mnie okrasc – wyjezdzajac czulem, ze w jakis sposob ja poznalem, zrozumialem i odnalazlem sie tam. Czy wlasnie nie po to podrozujemy, aby dostrzec roznice, aby poznac cos nowego, aby poszerzyc swoje horyzonty? Mi wydaje sie ze tak, podobnie jak wydaje sie, ze Boliwia byla kolejna czescia mojej wyprawy, ktora pozostawila mnie madrzejszym. Vai la cara! To chyba jedyne co pozostaje mi powiedziec po tych 60 dniach ;)

002 SAM_0350 SAM_0528 SAM_0750

9 thoughts on “60 dni w biednym “sercu” Ameryki Poludniowej

  1. Zazwyczaj czytałam o wiele radośniejsze relacje z Boliwii, ciekawa odmiana ;) Czasami takie oderwanie od znanej nam rzeczywistości – trochę przymusowe – pozwala nam spojrzeć na życie i świat z innej perspektywy. To cenne doświadczenia, których nikt nam nie odbierze.

  2. Pingback: Isla del Sol. To tu narodziło się słońce! | Vai lá cara!

Leave a comment