Wprowadzenie do Projektu Elektromechanicznego to jeden z przedmiotów, na moim ostatnim roku inżynierskim, który realizuję w Portugalii. Jego głównym celem jest wykorzystanie wiedzy zdobytej w poprzednich semestrach edukacji do rozwiązywania praktycznych problemów oraz, co ważniejsze, nauczenie się pracy i współpracy w grupie. W tym celu przez całe 4 miesiące trwania kursu wraz z sześcioma innym kolegami tworzymy „firmę”, aby jak najlepiej zrozumieć ideę naszego zadania. Tak jak jednym z pierwszych punktów zakładania wspomnianej jest ustalenie nazwy oraz loga, tak i dla bloga ma to ogromne znaczenie, te elementy są przecież naszą wizytówką w świecie! Jako, że od momentu założenia witryny najczęściej zadawanym pytaniem jest co znaczy „Vai la cara!”, zdecydowałem się zaspokoić ciekawość wszystkich i publicznie obnażyć przed wami proces powstawania oraz znaczenie nazwy.
Był wieczór, 23 luty, gdy spytałem koleżanki o termin obrony jej pracy magisterskiej, na której obiecałem się stawić, by wspólnie świętować oficjalne zdobycie tytułu. Jako, że początkowo miał być to 20 luty, później 27, chciałem się upewnić i „wpisać sobie w kalendarz” – nie mogłem w końcu zapomnieć o tak ważnym wydarzeniu. Po paru chwilach odpowiedziała mi, że data została ustalona na 25go – nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie znajdowałem się w Covilhi, lecz 1400 km dalej – w Paryżu…
We Francji byłem już pięć dni, więc tak czy inaczej następnego ranka planowałem powrót do domu. Jednak przewidywany czas dojazdu wynosił w najlepszym wypadku około 48 godzin… co dawało szanse, że spocony, z ciężkim plecakiem i śmierdzący po całej drodze może załapię się wieczorem na ostatnią lampkę wina. Żeby tego było mało, wszelką nadzieję na dotarcie na czas rozmył, i to dosłownie, deszcz. W ciągu trzech godzin przejechałem ledwie trzydzieści km… Po czym zdarzył się cud i o siódmej rano, dnia kolejnego byłem „w domu”! Zdążyłem się wyspać, umyć i świeżutki poszedłem na obronę o godzinie 16.
Dlaczego jednak to wydarzenie było tak ważne? Tu, w Portugalii, obrona pracy jest uznawana za formalność, chodzi tylko o to, żeby dostać jak najlepszą ocenę końcową. Gdy koleżanka się broniła, inna w tym czasie zrobiła jej zdjęcie i opublikowała na fejsbuku z podpisem: „Vai la!”. Łącząc oba poprzednie zdania, zacząłem rozmyślać w głowie co to dokładnie znaczy i wreszcie tydzień temu, gdy pytałem znajomych o propozycje mojej nowej nazwy, Kashmir zaproponowała mi „Vai la cara!” – co w kontekście mojego bloga ma oznaczać „idź i to zrób stary!”. Tak po prostu, bez żadnych wymówek, jak gdyby nigdy nic. Nazwa pobudza do działania i od razu przypadła mi do gustu, a spośród pozostałych „kandydatów” była zdecydowanie najlepsza. Można jej także używać w wielu kontekstach, co często wywołuje uśmiech na twarzach brazylijskich znajomych, gdy specjalnie tworzę sytuację, tylko po to żeby to zrobić.

T: Raz usłyszałem zwrot „vai la”, możesz wyjaśnić co to znaczy? K: Tak, to znaczy „go!”. Możesz użyć np. „vai la cara, nie poddawaj się”.
Tak jak proces tworzenia nazwy był całkowicie przypadkowy, tak logo powstało chyba jeszcze bardziej „randomowo”. Jako, że nie jestem mistrzem programów graficznych, nie czułem się zbyt pewnie w tym temacie i na początku prosiłem znajomych o pomoc. Ostatecznie, 2 godziny później, stwierdziłem że skoro to moja strona, to musi być tu włożona moja praca.
Pierwszym założeniem było, że symbol zawrze się w nazwie, a jego dumna część będzie stanowić literę „i” z księżycem zamiast kropki. Początkowe szkice jak dla mnie wyglądały spoko, ale rekonesans wśród znajomych dawał do myślenia, że jednak nie są. Na 10 zapytanych osób tylko jedna, która używała w życiu „stopa” odpowiedziała, że obrazek przedstawia „like”, reszta dostrzegała drążek zmiany biegów, połamane drzewo, czy nawet statek kosmiczny. W dalszej fazie dodany został czerwony bloczek, który dodatkowo miał symbolizować moją przynależność narodową – to rozszyfrowała jedynie moja mama… Kolejne godziny pracy i próby stworzenia czegoś fajnego prowadziły do kolejnych słabych „feedbacków”, aż w końcu dotarłem do punktu zwrotnego gdy znajoma wytknęła mi po kolei wszystko to co było do poprawy, przy czym do tej pory mam w pamięci „… i świeczka zamiast kciuka”.
Odchudzony przeciwstawny palec dłoni, wreszcie wcześniejszy render mojej osoby i nowa koncepcja, która nazwę bloga zawierała w logu, wygrała. Osobiście uważam, że nie prezentuje się źle, jest lekkie, schludne, przedstawia wszystko to co ma przedstawiać. Z początku byłem zły na ludzi, że JESZCZE nie widzą tu tego co ja chcę przekazać, ostatecznie zadowolony z końcowego wyniku – dzięki ich pomocy. Obecnie 95% ludzi rozumie co przedstawia i ogólnie myślę, że nie ma się czego wstydzić! Powinienem jeszcze chyba tylko iść przedstawić swoje kreatywne zdolności Profesorowi od Elektromechaniki… może by to docenił i dał jeden punkcik więcej do oceny?