60 dni w biednym “sercu” Ameryki Poludniowej

Przed wyjazdem do Ameryki Poludniowej zaczalem czytac. Rozne strony, rozne blogi podawaly rozne informacje. A to tu dowiedzialem sie, ze kradna na skuterach wiec trzeba uwazac na aparaty i chodzic prawa strona chodnika, a to tam ze lepiej autostopem nie jezdzic bo zdarza sie, ze porywaja turystow… Dnia 4 wrzesnia, gdy przekraczalem granice Brazylijska obraz Boliwii nie prezentowal sie interesujaco, sam jednak sie nie spodziewalem, ze po 60 dniach bede czul smutek opuszczajac ten kraj…

SAM_2550

Continue reading

O chwilowym zyciu w dzungli slow kilka

Jestem w La Paz. Ponownie. I ponownie zaraz po powrocie zacząłem się źle czuć. Choć nie boli mnie brzuch, to czuję jakby tym razem brało mnie przeziębienie, dodatkowo kilka dni temu próbowałem zjeść pestkę owoca Caju i do tej pory w lewej części wargi mam taki zajad, że skóra zmieniła kolor i z bólem otwieram buzię, żeby wrzucić kolejny widelec makaronu. Mając teraz dostęp do komputera, mając jakieś 19 godzin czasu w autobusie przeznaczonym dla kurdupli podczas żmudnego powrotu do domu, próbuję podsumować te 11 dni podróży. Czy było warto? Zawsze jest warto, a już szczególnie, gdy wreszcie odnajdujesz to czego szukałeś, nie wazne jak dlugo!

Gdy w piątek 2 tygodnie temu, około południa wyjeżdżałem ze stolicy powiedziałem Skarlet, że do przyszłego czwartku powinienem wrócić, później 2 dni odpoczynku i wio do Copacabany, Wyspy Słońca i Peru – ile czasu można już w tej Boliwii siedzieć? Zapytałem retorycznie z uśmiechem na twarzy. Tak czy inaczej samo to, że miałem ze sobą tylko 280 B$, a po kupnie bietu do Coroico o 20 mniej nie stawiało mojej podróży w świetle jednej z tych długich. Z resztą tylko w czwartki i niedziele w El Alto odbywa się targ, gdzie znalazłem fajne i tanie spodnie, spiwory więc planowałem jeszcze zrobić jakieś małe zakupy, bo później ceny będą już tylko rosły, a moja garderoba staje się nadzwyczaj uboga.

Coroico oddalone jest od La Paz o około 80 do 100 km, Rurrenabaque tylko 400. Blisko 400 jest z Gdańska do Łodzi, czy Warszawy, a Polskim Busem dystans ten pokonuje się jakieś 5 godzin, więc lajtowo dojadę, myślałem. Jestem jednak w Boliwii ;). I nie mam zamiaru się naśmiewać, że mają gówniany transport czy słabe drogi… Największym problemem są tu góry! Droga do pierwszego przystanku mojej wyprawki była wyłożona nowiutkim asfaltem, stara zwana „Najniebezpieczniejszą Drogą Świata” przeznaczona jest już tylko dla turystów i przejezdna tylko dla rowerów. Kręta asfaltowa ścieżka, z zapierającymi dech w piersiach uskokami z obu stron, wiodła wszystkich pasażerów przez kolejne kilka godzin do wsi znajdującej się blisko 2 km niżej niż La Paz. Choć nie od razu odczułem powrotu mojego brzucha do 100% kondycji, to już na drugi dzień wszystko było w porządku, mogłem jeść lody, banany, obiady… było tak dobrze, że moja pozytywna energia chyba się udzieliła policjantowi pobierającemu opłaty za przejazd w Coroico, który aktywnie zaangażował się w poszukiwanie mi kierowcy do „Rurre”, czy po prostu w tym kierunku, do kolejnej wioski. Nie wiedząc w co się pakuję z uśmiechem na twarzy stałem obok pana w mundurze, który wyjaśniał kolejnym kierowcom jakim to dobrym i wyedukowanym jestem człowiekiem i że po prostu muszą mnie zabrać. Po chwili przyjechał jego kumpel i do wieczora byłem 60 km dalej w Caranavi. Droga, ktora tu wiodła momentami przypominała te z filmów akcji, gdzie masz jeden pas, z prawej strony górę, a z lewej kilkudziesięciometrową przepaść, brak barierek, czy jakichkolwiek zabezpieczeń tylko dodawał pikanterii całej scenerii. Tę noc jak i kolejną spędziłem w namiocie, a cały dzień pomiędzy od blisko 12 do 21 w cysternie, która miała 24 tysiące litrów paliwa, przez co w 9h w pełnym słońcu, przejechaliśmy może 150 km? Nazajutrz musiałem pokonać ostatnią prostą. Uwierzcie mi, że choć skracam i nie wypisuje wszystkich odczuć które mi towarzyszyły, to łapiąc cień, opierając się o koło ciężarówki i czekając, aż w parudziesięciostopniowym upale w końcu ktoś będzie jechał tam gdzie ja i zaberze mnie za darmo, mentalnie i fizycznie sprawiły, że byłem niedaleko krawędzi swoich możliwości. Chyba tylko ośli upór, doświadczenie i chęci sprawiły, że o 16 wreszcie wyskoczyłem z paki, po podróży, która mi się do tamtej pory nie przytrafiła. Jak to się jednak mówi, zawsze jest najciężej, krótko przed sukcesem.

SAMSUNG CAMERA PICTURES

Jak bylem maly zastanawialem sie dlaczego nie moga budowac autostrad z piasku. Byloby taniej, szybciej… coz po tym stwierdzilem ze asfalt to 8 cud swiata.

Continue reading